niedziela, 28 sierpnia 2016

Duke Nukem 3D: Atomic Edition

Duke Nukem 3D to kultowa gra i nie będę się z tym kłócił. Zwłaszcza po zpatchowaniu do najnowszej wersji, dzięki czemu otrzymujemy tzw. Atomic Edition. Ale to nie będzie artykuł o świetności tej gry. W niniejszym tekście chciałbym bardziej skupić się na przesłankach, które mogły świadczyć o partactwie i lenistwie studia 3D Realms, a które widać podczas gry gołym okiem. „Shake it baby” i zaczynajmy więc tę farsę.

UWAGA: Teskt napisany pierwotnie 27.09.2010.

Co dobrego można powiedzieć o Duku?
A inaczej mówiąc – co sprawiło, że gra się doczekała statusu kultowej? Nie będę tutaj zbyt odkrywczy mówiąc, że siłą napędową tego tytułu była postać Księcia, humor, interakcja z otoczeniem oraz odniesienia do popkultury. Głos Duke’a idealnie pasuje do jego osobowości, a większość jego odzywek zapisała się w historii gamingu (chociaż niektóre zostały zainspirowane lub wzięte w całości z filmów). Humor w grze przejawia się w formie kwestii Księcia oraz jego przeciwników, sytuacji i wiadomości zapisanych na ścianach. Nie raz ani nie dwa można się uśmiechnąć widząc lub słysząc parodiowane wydarzenie z popkultury. Przykładem niech będzie, że możemy znaleźć sprasowanego terminatora przy którym Duke mówi „You’ve been terminated” lub znajdujemy  ciało żołnierza z serii gier „Doom”.
Na uwagę zasługują również fajnie zaprojektowane levele. Nierzadko były zainspirowane miejscówkami z filmów (np. posterunek policji wyjęty żywcem z pierwszego „Terminatora”) lub codziennego życia (np. wariacja na temat fast foodów, tutaj zwana Duke-Burger). Na plus należy również zaliczyć różnorodność przeciwników oraz interakcję z otoczeniem. Wrogowie różnią się od siebie bardzo – każdy zadaje inne obrażenia, korzysta z innej broni, ma inną wytrzymałość i fajną animację śmierci. Potrafią również nieźle zajść za skórę. No i jak na 1996 rok to interakcja z otoczeniem jest na niespotykanym wówczas poziomie (choć i dzisiaj mało która gra pozwala na tak wiele) – możemy tu niszczyć niektóre elementy, używać je, a najfajniejsza jest gra w bilard (dostępna chyba jedynie na jednym poziomie).

W czym objawiło się partactwo?
Wyżej wspomniałem o fajnych levelach, które są pierwszym punktem lenistwa projektantów gier. Każdy z poziomów można by było przejść w parę minut, gdyby nie fakt, że są obładowane po uszy przeciwnikami. Nierzadko wrogowie pojawiają się w miejscach przez nas już odwiedzonych. Zrozumiałbym, jakby to były pojedyncze sztuki, ale czasem zaludnienie na metr kwadratowy jest bardzo duże. Przez ten prosty zabieg gra bardzo się dłuży, tym bardziej, że przeciwnicy nie są łatwi do zgładzenia. Poza tym mamy tu opowieść  o najeździe kosmitów na naszą planetę. Dlaczego więc na poziomach nie widać oznak żadnej walki? Dlaczego odwiedzane miejsca wyglądają jak nowe? Dlaczego nie widać żadnych ciał żołnierzy, policjantów, kogokolwiek (wiem, w etapach kosmicznych pojawiają się zwłoki astronautów, ale czemu było ich łącznie z 10)? Jeżeli nasze armie mają za darmo oddawać wszystko obcym najeźdźcom to naszą jedyną deską ratunku wydaje się być Pudzian. Jeszcze chwilkę poświęcę sprawie sekretów – jak jeszcze tajne poziomy muszą być pełne wrogów, tak zwykłe sekrety już niekoniecznie. Często jest tak, że brakuje amunicji lub masz mało życia i akurat znajdujesz ukryty pokój z fajną zawartością – lecz już za twoimi plecami pojawili się przeciwnicy po których unieszkodliwieniu wyjdziesz praktycznie na zero. Jest to kolejny marny chwyt na przedłużenie rozgrywki.
Rzecz najistotniejsza w grach FPS to broń z której torujemy sobie drogę przez grę. Książę może nieść na raz 11 typów broni. 6 z nich jest zrobionych porządnie, a 5 na odwal jak gdyby zabrakło inwencji twórcom. Broniami, które należałoby poprawić są: pomniejszacz i zamrażacz (finałowy cios musimy przeprowadzić inną bronią), powiększacz (zbyt dużo amunicji idzie by kogoś zabić) oraz kopniak (choć prawie nigdy z niego nie korzystamy). Honorowo, tak ponad tamtymi, należy wspomnieć o najgłupszej rzeczy odbierającej życie w tym tytule czyli tripbombs – przylepiamy to ustrojstwo do ściany i czekamy, aż ktoś obok niego przejdzie. Miałoby to sens, gdyby przeciwnicy patrolowali tereny. No i siła ognia tego gadżetu jest niewielka. Mogliby zamiast tego dać coś innego, bo choć narzekałem na wymienione wyżej ustrojstwa to jednak w dramatycznej sytuacji każda broń z amunicją się przydaje.
Co do mniejszych grzeszków to wypadałoby zaliczyć fabułę (choć w tamtych czasach FPSy nie miały zmyślnych scenariuszy) oraz to, że jedynymi NPC to kobiety w różnych wariacjach, które są raczej obiektami w tle i nic znaczącego nie wnoszą do gry. Przydałby się np. sanitariusz, który by trochę wyleczył lub żołnierz chętnie dzielący się amunicją. Ale nie, przecież, jak wiadomo, „są cycki jest okejka”. Ech, a aby bardziej dobić człowieka po ukończeniu jesteśmy raczeni słowami, że niedługo doczekamy się sequela. Dobry żart twórców na sam koniec. Wszystkie powyższe narzekania mogły zostać poprawione, lecz zapewne czas nie pozwalał na ostateczny szlif gry.

Kilka słów o Foreverze…
Wszystkie moje narzekania byłyby chyba obalone w powstającej grze Duke Nukem Forever. Screeny i filmiki z początku XXI wieku napawały optymistycznie. Widać było, że Książę sam już nie walczy, a miejscówki nie wyglądają jak nowe. Szkoda, że gra wtedy nie wyszła bo mogła zarządzić. Obecnie data premiery to 2011 rok, a to co graczom ujawniono bardziej przypomina remake gry nie zaś sequel. Ale jak to mówią – pożyjemy, zobaczymy, zwłaszcza, że Duke przemówi tym samym głosem co przed laty.

Always bet on Duke?
Co tu kryć – gwiazda Duke’a mocno ostatnio przygasła. Grę polecam jedynie fanom starych gier – młodszych odrzuci raczej oprawa audiowizualna i wysoki poziom trudności. Mimo, że wyżej dużo narzekam na grę, to jednak rozgrywka w dużej mierze była przyjemna (pod warunkiem, że podejdziesz do gry jak do tytułu z 1995 roku). Dla wszystkich chętnych podjęcia się wyzwania polecam skorzystanie z nakładki eDuke poprawiającej znacznie interfejs użytkownika.

Ocena: 8/10


Oficjalna strona gry: http://legacy.3drealms.com/duke3d/
Ograne na: laptop NTT Corrino 605i

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz